Obserwując rodziców mniej więcej będących w moim wieku, odnoszę wrażenie, że każde urodziny Maluchów, dzień dziecka, imieniny trzeba świętować i to najlepiej z pompą. Muszą być goście, tort, stos prezentów, mnóstwo słodkości i w ogóle to najlepiej tryliony ozdób. Im dziecko starsze, tym urodziny są bardziej okazałe – kluby zabaw, kręgle, spektakle, kino, zoo, kulki, parki linowe – im pomysł bardziej ekstrawagancki, niestandardowy – tym lepszy. Zapraszani są także rodzice, którym funduje się najczęściej kawkę, ciasto czy co tam rodzicowi przyjdzie do głowy. Zastanawiam się tylko, dla kogo tak naprawdę takie imprezy są organizowane i czy aby nie jest to lekką przesadą? Taki rodzic, który rok rocznie prześciga się w pomysłach na idealne urodziny będzie tak robił aż do osiemnastki? Serio? Ja osobiście się na to nie piszę i wszem i wobec ogłosiłam, że w naszym domu urodziny, dzień dziecka będą świętowane z grubsza inaczej.
Nie wiem jak u Was, ale u mnie, nigdy nie robiło się urodzin z pompą. Były życzenia, czasami ktoś przyszedł, pojawił się też jakiś prezent i tyle. Nie pamiętam żeby kiedykolwiek było mi przykro, że co roku nie miałam urodzinowego tortu i masy gości. Serio. Nie było takiej spiny, która tak bardzo mnie teraz otacza. Nie było presji, że POWINNAM urządzić dziecku przyjęcie. Owszem, roczek zorganizowałam. Był z pompą, był tort, byli goście, ciasta, ciasteczka, sałatki itd. Ale to tyle. Pierwsze urodziny to taki fajny check point – dla dziecka i dla rodziców. Zapewne czytając to, myślicie sobie, że jestem okropną, wyrodną i leniwą matką, co to ubzdurała sobie że nie będzie robić imprez urodzinowych a tak naprawdę, pewnie jej się nie chce. Ale już spieszę z wyjaśnieniami. Nie jestem leniwa, chęci mam wiele ale uważam że w urodzinach czy dniu dziecka w ogóle nie chodzi o te właśnie huczne imprezy, torty i stosy zabawek. Żyjemy w czasach, kiedy ciężko wygospodarować te przysłowiowe 5 minut żeby złapać oddech, spędzić chwilę z rodziną. Urodziny, dzień dziecka powinny być właśnie takim dniem, kiedy odkładamy wszystkie obowiązki na bok i poświęcamy czas swojemu małemu Brzdącowi. Bo kiedy jak nie w dniu, w którym wywrócił i przewartościował całe Twoje życie? Czy naprawdę warto ten czas spędzić na spinaniu się przy organizacji imprezy? Przy pieczeniu, gotowaniu, wybieraniu lokalu, zaproszeń? Moim zdaniem nie warto. Urodziny i dzień dziecka to czas dla mnie i dla Tosi. To dzień w którym robię to co wiem, że sprawi jej radochę! W tym roku była to rundka po placach zabaw i ulubiony obiad, może w przyszłym roku wybierzemy się na wycieczkę? Nie wiem. Czas pokaże. Ale wiem, że w tym dniu daje jej to czego najbardziej potrzebuje – uwagę i miłość.
Z racji swojej pracy brałam udział w wielu takich przyjęciach urodzinowych i obserwując tych wszystkich jubilatów, zastanawiałam się czy oni naprawdę chcą być na tym przyjęciu. Owszem było mnóstwo słodyczy, atrakcji, dzieci ale jakoś mimo wszystko w większości przypadków, dzieci i tak zabiegały o uwagę rodziców, którzy byli zajęci zabawianiem swoich dorosłych gości. Smutny to był niekiedy widok. Dlatego postanowiłam, że u nas w domu będzie inaczej. Będziemy ten dzień spędzać na maksa rodzinnie. Niekoniecznie z tortem, niekoniecznie z górą prezentów ale zawsze razem, z miłością i poświęconym sobie czasem w 100 procentach.
Jesteśmy po drugich urodzinach Antoniny, kto miał ochotę to do Niej wpadł a My jako rodzice poświęciliśmy jej na maksa swój czas i uwagę, zrobiliśmy to co aktualnie uwielbia robić – place zabaw, układanie klocków i wspólne oglądanie Świnki Peppa’y. Wielkimi krokami zbliża się Dzień Dziecka i plany mamy takie same 🙂 z tą różnicą jedynie, że gdy pogoda dopisze może wybierzemy się na Jej pierwsze w życiu czekoladowe lody!