Śledzę wielu blogerów, czytam masę dzieciowych artykułów, odwiedzam wiele parentingowych stron internetowych i w każdym tym miejscu widzę krzyczące wręcz nagłówki o tym jakie to macierzyństwo jest ciężkie, jak obecne mamy mają teraz pod górkę, że trzeba mówić o tym, że wychowywanie dzieci – zwłaszcza w tych nowobogackich czasach – jest prawie że męczarnią i rodzi się we mnie taki wewnętrzny sprzeciw. Z tych wszystkich tekstów można wysunąć jeden konkretny wniosek – dzieci to ciężar a wychowanie ich to orka na ugorze. No nie!
Zgodzę się z tym bezsprzecznie, że wychowanie dzieci jest trudne. Zgodzę się z tym, że przychodzą ciężkie chwile, że ma się dość i marzy się o chwili wytchnienia i odpoczynku najlepiej gdzieś na bezludnej wyspie. Oczywiście. To wszystko wpisuje się w bycie mamą. Pracujesz na cały etat – od rana do nocy (i w nocy), wstajesz niewyspana (nie znam wyspanej mamy, sory) i mimo tego musisz żyć, musisz działać, bo samo się nie zrobi, a raczej samo się dziecko sobą nie zaopiekuje. Dziecko potrzebuje nas non stop – przynajmniej przez calusieńki pierwszy rok życia. Potrzebuje nas bo samo się nie nakarmi, nie ubierze, nie przebierze, nie nauczy siadać, raczkować, chodzić czy samodzielnie zasypiać. Mama jest od tego, żeby pokazać dziecku ten nowy, skomplikowany świat, nauczyć go jak w nim funkcjonować, gdzie są jakieś granice, co można jeść czy do czego nie wolno się zbliżać. Ciąża, poród i pierwszy rok życia dziecka to duże poświęcenie dla obojga rodziców, ale nie ukrywajmy – zwłaszcza dla kobiety. Nie każda ciąża jest łatwa – zdarzają się – i to nie rzadko różne komplikacje, czasami trzeba swoje odleżeć w szpitalu a i porody są przeróżne – bywają lekkie, kilkuminutowe ale i takie po 24 godziny. Tak już jest. Dzieci też są przeróżne. Możesz mieć spokojne dziecko, które pięknie śpi, wszystko je i książkowo się rozwija a możesz mieć urwisa, uparciucha, niejadka i buntownika. Nigdy nie wiesz jak będzie przebiegała Twoja ciąża i jaki temperament będzie miało Twoje dziecko, jak się odnajdziesz w nowej roli i czy z łatwością uda Ci się znaleźć balans pomiędzy „ja – mama” a „ja – kobieta”. Nie wiesz. Dlatego nie jestem za tym aby tak bardzo demonizować to macierzyństwo, żeby promować tylko te ciężkie chwile, te rzeczy z którymi każda kobieta musi się zmagać. Wszystkie te mrożące krew w żyłach opowieści o porodach, potem o tym ciągle płaczącym niemowlaku i o tym że tracisz życie, jesteś uwiązana i nic nie możesz sobie zaplanować, znaleźć czasu dla siebie i męża tylko zniechęcają do zostania mamą, do podjęcia tej świadomej decyzji o dziecku. Bo i po co? We dwójkę jest wygodnie, nic nas nie ogranicza, możemy spełniać marzenia, wyjeżdżać na spontanie, wspinać się po szczeblach kariery. A ja Wam powiem tak – owszem, ciąża i dziecko wiążą się z wyrzeczeniami ALE jest też druga strona medalu.
Ciąża nie zawsze wiąże się z masą komplikacji, może przebiegać prawidłowo, dzieciątko może zdrowo rosnąć a ty czuć się dobrze. Nie każda kobieta całą ciążę spędza nad toaletą, tyje na potęgę, puchną jej nogi, ma bóle pleców albo musi leżeć. Ciąża może być i też często jest, czymś przyjemnym. Ciąża to radość z pierwszego usłyszanego dźwięku bijącego malutkiego serduszka, z pierwszego mocniejszego kopniaka, z odczuwania fikołków i czkawki maleństwa. Samo wicie gniazdka daje ogrom szczęścia! Poród? To nie musi być koszmar. Nie musisz rodzić sama, w bólach i przez milion godzin. Możesz rodzić z mężem, mamą, koleżanką, doulą, ze znieczuleniem, korzystając z niefarmakologicznych środków łagodzenia bólu i możesz urodzić w 15 minut. Nie musisz trafić na położną z piekła rodem a na taką, która ma serce na dłoni i w pełnym spokoju przeprowadzi Cię przez wszystkie etapy porodu. W szpitalu możesz mieć świetną opiekę położnych, ginekologów i pediatrów. Możesz mieć swoje zdanie i odmówić dokarmiania dziecka i spokojnie czekać na rozkręcenie się laktacji ale też nie musisz żyć w przeświadczeniu „terroru laktacyjnego” – chcesz od razu karmić z butelki – to jest Twoja decyzja.
Kiedy wrócisz z maleństwem do domu będziesz zmęczona ale i szczęśliwa, że jesteście już w komplecie. Będziesz musiała wstawać kilka razy w nocy do dziecka ale jego uśmiech Ci to wynagrodzi. Dziecko będzie płakać, może mieć kolki – i tak – zdarzy się, że będziesz płakała z bezsilności razem z nim ale poczujesz tą ulgę i szczęście, kiedy zobaczysz, że Twojemu dziecku już jest lepiej, kiedy uspokaja się w Twoich ramionach i w poczuciu bezpieczeństwa zaśnie. Dziecko to nie tylko ciężka praca. Będziesz skakać z radości i głośno bić brawo jak po raz pierwszy się przekręci na brzuszek, zacznie siadać, raczkować, chodzić, zje pierwsze jabłuszko. Będziesz skakała jak pajac przed dzieckiem jak zauważysz, że to wywołało u niego pierwszy świadomy śmiech w głos, będziesz powtarzała w kółko „tata” „mama” „baba” jak zauważysz, że zaczyna coś powtarzać i będzie Ci obojętne, które z tych słów usłyszysz jako pierwsze (pamiętaj – słowo „tata” jest łatwiejsze do wymówienia 😀 ). Będziesz dumna jak po raz pierwszy siądzie na huśtawce, zacznie się bawić jakąś zabawką, nauczy się skakać.
I nie, to nie jest tak że przez pierwszy rok życia dziecka nigdzie się nie ruszysz. Musisz tylko zmienić podejście i znaleźć sposób na spędzanie czasu z koleżanką czy wypad za miasto wpisując w to swoje dziecko. Wiąże się to z większą logistyką ale się da i może być fajnie. Możesz zabrać ze sobą dziecko praktycznie wszędzie – do kawiarni, na spacer, na basen, na zakupy. To na pewno nie to samo co wyjście solo ale umówmy się lepszy rydz niż nic. Na weekend czy wakacje też dasz radę wyjechać i z nich skorzystać i – UWAGA – odpocząć. Pamiętaj, że dziecko ma też tatę, który jak ty będziesz leżała godzinę plackiem na plaży, on może wziąć malca na spacer albo pokazać mu wodę – cokolwiek.
Chcieć to móc, naprawdę! Nie można dać się wbić w to męczeńskie macierzyństwo. Ono jest trudne ale i piękne. Ja też czasami narzekam, mam dość i widzę wszystko w ciemnych barwach ale szybko wracam na odpowiednie tory. Tak naprawdę to najtrudniejszy jest pierwszy rok, później dzieci są już większe, łatwiej jest przewidzieć ich zachowanie, wiesz czego potrzebują, potrafią Ci powiedzieć co im dolega, zaczynają powoli bawić się same. Dzieci rosną a co za tym idzie – stają się bardziej samodzielne i coraz mniej potrzebują mamy. I wtedy przychodzi taki moment, że to Ty potrzebujesz ich. Sięgasz pamięcią do tych pierwszych miesięcy i myślisz sobie, wtedy mogłam ją tulić ile chciałam a teraz słyszę „zaraz mamusiu bo muszę dokończyć domek dla mojego kotka”.
Dlatego tak – narzekam tutaj trochę, piszę o swoich frustracjach, braku siły i zniechęceniu ale przede wszystkim skupiam się na tej pozytywnej stronie macierzyństwa, na radości jaka z niej płynie, bo uważam, że tego w sieci jest za mało. Ogólnie rozumiem założenie głoszenia trudów macierzyństwa, jest to ważne żeby ludzie zauważali tę ciężką pracę wkładaną w wychowanie dziecka i nie szkalowali kobiet, które się temu poświęcają ale odnoszę wrażenie, że zabrnęło to trochę za daleko a skutek jest odwrotny do zamierzonego. Tych negatywnych – a może raczej, opisujących trudy macierzyństwa tekstów jest multum, tych – jak autorzy takich artykułów nazywają – słodko – pierdzących prawie już wcale. Nie jestem też za tym drugim podejściem, bo po prostu nie jest tak ALBO tak tylko tak I tak. Macierzyństwo to trudna praca, która nie jest usłana różami ale jest to też praca dająca mnóstwo szczęścia, spełnienia, dumy, wyzwalająca w nas wszystkie rodzaje emocji i rozwijająca.
Ja nie jestem ani za lukrowanym ani za gorzkim macierzyństwem, jestem za tym zdroworozsądkowym gdzie jest miejsce na wychowanie dziecka ze wszystkimi tymi słodko – gorzkimi chwilami ale też z miejscem dla mamy jako kobiety i żony, która potrafi znaleźć czas dla siebie, nie wstydzi się prosić o pomoc i czasami zorganizuje opiekę dla dzieci i ucieknie z mężem na weekend.