Dwie wyraźne czerwone kreski łypią na Ciebie z tego małego kawałeczka plastiku a w głowie masz różne myśli od „wow! cudownie” po „Serio?? To już? Będę mamą??”, po szybsze bicie serca i ogarniająca fala strachu pod tytułem „czy dam sobie radę?”. W taki oto sposób zaczyna się jak dla mnie najtrudniejszy okres całej ciąży – I TRYMESTR.
Kiedy od czasu do czasu puszczałam sobie wodzę fantazji i gdybałam sobie jak to będzie jak w moich brzucholu zamieszka Dzidziul wydawało mi się, że największym hardcorem będzie ostatni miesiąc. No bo jakby nie patrzeć to tak: masz już ogromny (w moim przypadku GIGANTYCZNY) brzuch, stopy odmawiają Ci posłuszeństwa i usilne próby wciśnięcia buta na coś co przypomina balona czasami kończyła się totalną porażką, mogą boleć Cię plecy, wtedy najczęściej sikasz prawie z częstotliwością 10 razy na godzinę, czujesz się jakbyś miała zaraz pęknąć i chce Ci się okropnie spać ale nie masz jak bo każda pozycja leżąca jest be. Nie brzmi zbyt obiecująco co? I na pewno nie jest to reklamówka propagująca zachodzenie w ciążę – ale nie było tak źle – ale o tym jeszcze pewnie wspomnę nie raz. Życie ma jednak to do siebie, że lubi weryfikować nasze spostrzeżenia tak konkretnie. I oto okazuje się, że to właśnie I trymestr dał mi najbardziej w kość.
Cała sprawa z I trymestrem rozchodzi się przede wszystkim o:
- Notoryczne zmęczenie – nigdy w swoim życiu nie byłam tak wykończona (no dobra pomijam wstawanie w nocy do Dzidziula :P). Jazda autobusem do pracy (1,5h! sic! – jeden z „uroków” warszawskiego życia) kończyła się konkretną drzemką z pobudką na przesiadkę. Wiele razy dziękowałam w duchu za to, że mój przystanek był tym kończącym trasę bo w przeciwnym razie miałabym regularne spóźnienia. Po powrocie do domu nie byłam w stanie zrobić niczego – ale to tak absolutnie NIC. Wchodziłam, zdejmowałam buty i kurtkę, kładłam się na kanapie i zasypiałam natychmiast. Obiad? Sprzątanie? Zakupy?… cóż to był jak na razie chyba jedyny okres w moim życiu, w którym było mi to totalnie obojętne. Tak naprawdę większość z tych rzeczy ogarniał Mąż a ja pragnęłam tylko spać, spać i spać.
- Nudności, wymioty – jedno słowo określające te dwie rzeczy – MAKABRA. Dzwoni budzik, otwierasz oczy i siadasz na łóżku i uświadamiasz sobie, że to była zła decyzja. Robi Ci się niedobrze. Zastanawiasz się czy iść w razie czego już do łazienki czy przeczekać… Mówię Wam przeżycie pierwsza klasa! I tak dzień w dzień przez prawie trzy miesiące. Po studiowaniu książek, artykułów, for internetowych znalazłam dla siebie idealne rozwiązanie. Nastawiałam budzik 15 minut wcześniej, gdy tylko zadzwonił sięgałam na przygotowane obok łóżka herbatniki, biszkopty lub wafle ryżowe i zjadałam kilka – NA LEŻĄCO (w przeciwnym razie – patrz początek pkt. 2), po czym kładłam się na 15 minut i wstawałam razem z Mężem. Kolejną przeszkodą z rana była lodówka. Wrrrr… otwieranie z rana lodówką kończyło się jak tylko jednym… więc wszystkie składniki na śniadanie szykował Mąż kiedy ja czekałam w pokoju aż „zapach” przeminie. Nawet nie chce wspominać o jeździe do pracy, bo jak nie udało mi się zasnąć bo np. stałam, a to nie skończyłoby się raczej dobrze gdybym przysnęła choć na minutę, to mdłości mogłam się spodziewać na 100%. Taka sytuacja kończyła się wysiadaniem z autobusu co 4-5 przystanków i wydłużeniem drogi do pracy. Poza tym, perfumy Męża, piwo, sałatka jarzynowa, wszelkie sosy, rosół nie mogły być w moim pobliżu a drogę do domu przez osiedle przemierzałam z zasłoniętym nosem. Mdłości towarzyszyły mi ogólnie rzecz biorąc 24h.
- Omdlenia – bardzo, bardzo, bardzo nie fajne uczucie, kiedy nagle robi Ci się ciemno przed oczami… na szczęście zdarzyło się niewiele razy i na szczęście zawsze ktoś mi pomógł.
- Strach o Dziecię siedzące sobie pod sercem połączone z ekscytacją i chęcią trąbienia o tym całemu światu – ogólnie jestem zwolennikiem wstrzemięźliwości jeśli chodzi o komunikowanie swojego błogosławionego stanu. Niestety jest to prawda brutalna ale jednak prawda, że w trakcie pierwszego trymestru może zdarzyć się wszystko i bardzo często są to rzeczy na które kobieta nie ma żadnego wpływu. Jak dla mnie najbliższe grono ma prawo wiedzieć a inni… cóż jak będą mieli się dowiedzieć to się dowiedzą – wtedy nie będzie się już dało tego ukryć :).
- Ten punkt dotyczy dziwnego uczucia. No bo wiesz, że jesteś w ciąży ale jeszcze nic nie widać, ubrania jak na razie pasują wszystkie – dopinasz się w swoją ulubioną spódnicę, zakładasz buty na obcasie. Wszystko niby jest takie jak wcześniej a jedynie dolegliwości z punktów powyżej mówią Ci, że w Twoim organizmie właśnie dzieje się OGROMNA rewolucja.
- Zachcianki. Co prawda na tym etapie ciąży miałam tylko jedną i była to kiszona kapusta oraz woda z cytryną – mój przysmak i jedna z niewielu rzeczy, którą mój węch tolerował :).
- Mąż. Droga przyszła Mamucho to dla niego taki sam hardcorowy okres jak i dla Ciebie. Czasami zastanawiałam się czy nie większy. Bo Ty jak Ty – wiesz co czujesz, czego chcesz (czasami 🙂 ), ogólnie masz świadomość, że to wszystko dzieje się dlatego, że pod sercem jest Dzidziul i że to wszystko hormony i ta myśl daje Ci chociaż trochę wewnętrznego opanowania. A Mąż? Bądźmy szczerzy – nie ma pojęcia co czujesz ale naprawdę zrobi wszystko żeby Ci pomóc, ulżyć, przytuli jak trzeba i po raz setny wysłucha Twojego biadolenia jak to Ci źle, niedobrze i chce Ci się spać. A ON? Kto Jego wysłucha jak Jemu jest ciężko w tej nowej sytuacji? Uważam, że trzeba pamiętać, że Mąż tak samo jak Ty na początku nie ogarnia i jest to totalnie normalne i ma do tego takie samo prawo jak i Ty. Dlatego warto czasem po prostu dać sobie na wstrzymanie i spytać „a Ty jak się z tym wszystkim czujesz?” tak po prostu, bo wtedy łatwiej będzie przetrwać te burzliwe pierwsze miesiące, kiedy po prostu każda ze stron będzie mogła się wygadać.
Każda ciąża jest inna i wszystkie te rzeczy powyżej mogą się zadziać ale i nie muszą. Osobiście znam nie jedną kobietę, która w I trymestrze mogłaby góry przenosić 🙂 Szczęściary! 🙂
Drogie Mamuchy jak wspominacie swoje początki? Podzielcie się wrażeniami jazdy bez trzymanki 🙂
Oj moje początki były tragiczne! Czasami miałam ochotę umrzeć. Najgorsze były dla mnie mdłości, które utrzymywały się jeszcze na początku drugiego trymestru. Teraz finiszuję i przeszkadza mi tylko duży bęc, ale jeszcze miesiąc mogę sobie tak ponarzekać. 🙂
1 i 2 punkt u mnie wzięły górę. A co do zachcianek, to nie wiem na ile były one faktycznie ciążowymi, a na ile takimi urojonymi 😀
Ja miałam to szczęście że faktycznie mogłam góry przenosić. Trenowałam, pracowałam i czułam się rewelacyjnie. Szczerze mówiąc to w takiej dobrej formie jak w I trymestrze ciąży nigdy nie byłam ??. Jedyna rzecz jaką źle zniosłam to lot samolotem wracając z wakacji ? mam nadzieję że przy kolejnej ciąży również tak będzie.