Kocyk, herbatka i książka – taka jest moja definicja jesieni. Niestety do tej definicji bardzo często można dopisać słowo CHOROBA. Nie, na szczęście nie Dzidziula ale moja własna, osobista.
Kiedy stajesz się mamą zauważasz, że posiadasz jakieś ekstra super moce. I tak na przykład robisz obiad jedną ręką bo drugą nosisz Dzidziula, odkurzasz jednocześnie łapiąc dziecko, które stwierdziło, że fajnie jest wejść na stolik i stać przy jego krawędzi, karmisz i wkładasz rzeczy do zmywarki i robisz wiele innych różnych czynności, których wcześniej wydawałyby Ci się nie do wykonania w tym samym czasie. Ale chyba największą super mocą którą mama może się wykazać to opieka nad Brzdącem w trakcie choroby.
Gorączka, katar, ból gardła. Poduszka, koc i gorąca herbata. Tak w skrócie wyglądają moje ostatnie dni. Dzidziul lekko dokazuje bo po prostu, po ludzku jej się nudzi. Mama leżąca na kanapie i kichająca co pięć sekund nie jest najlepszym kompanem do zabawy. Leżąc tak i starając się ogarnąć Malucha myślę sobie, że serdecznie współczuję wszystkim mamom, które będąc chore są całkowicie same i nie mogą liczyć na nawet minimalną pomoc wciągu dnia. Mąż w pracy, babcie pracują i co tu począć? Wtedy dopiero włącza się super moc! Z gorączką nie jest łatwo nawet przygotować kanapki czy zmienić pieluszkę Dzidziulowi a co dopiero cały dzień być na najwyższych obrotach i zajmować się nudzącym się a co za tym idzie marudzącym Dzieckiem. Wtedy masz w głowie tylko jedną myśl – Chcę się położyć i nie wstawać przez najbliższą dobę w ogóle. Niestety ta myśl może się ziścić tylko w minimalnym procencie, kiedy to Maluch ma drzemkę (a niektórzy posiadają takie cudowne Dzieci, że śpią nawet i dwa razy dziennie – już prawie zapomniałam jak to jest), wtedy biegiem bierzesz koc, poduszkę i nareszcie możesz poczuć się minimalnie lepiej. Jeżeli od razu nie zaśniesz, to prawie zawsze zaczynają Cię nękać różne myśli – a to że wypadałoby coś ugotować – alternatywa: może mama lub teściowa coś podrzuci?, mieszkanie wygląda jak po wojnie… może chociaż w kuchni ogarnę… no chociaż ten blat, przecież tyle tam okruchów, wszędzie są zabawki… na pewno się na którąś nadzieję albo potknę… na bank… Z tych przykładowych względów radzę zasnąć od razu bo jeszcze wstaniesz i zaczniesz faktycznie coś robić. Przyznam szczerze, że w 60% bym wstała. Serio. Niestety mam taką przypadłość. Chorować też lubię w czystym mieszkaniu. ALE od czego się ma swoją drugą połówkę? Mam zakaz na czas chorowania robienia czegokolwiek i tym łatwiej to wyegzekwować, że miejsce pracy mego Męża jest bardzo blisko.
Także choruję z możliwością leżenia i wiem, że nie każda mama niestety może sobie na to pozwolić. Tak, w zawodzie mama chorowanie pod kołderką z gorącą herbatą jest luksusem i wiem, że i ja będę też nie raz jedną z tych mam, które chodzą po domu jak zombie do godziny 16-17 aż Mąż wróci by móc się położyć i trochę zregenerować. A więc ciesząc się tą możliwością choruję sobie w domowych pieleszach mając nadzieję, że w końcu poczuję się lepiej. Bo przecież muszę, prawdą? Dzidziul sam rano śniadania sobie nie zrobi a sterta prania w łazience niedługo zacznie mi się śnić po nocach.