Tulimy i już

Mam ten cudowny luksus (i naprawdę, naprawdę zdaję sobie z tego sprawę), że czasami mogę wyskoczyć do sklepu podczas drzemki Małej. Mój Mąż i Babcia pracują tak blisko, że wystarczy im podrzucić tylko elektroniczną nianię (btw wspaniały wynalazek!) i gdy tylko się przebudzi mogę rzucić wszystko i wracać do domu. Tak właśnie zdarzyło się w środę.

Nie będę Wam ględzić o tym jak to drzemki różnie wyglądają, jak to Mała czasami zasypia a czasami nie. Przynajmniej nie teraz. Dziś będzie o bliskości, tuleniu i noszeniu.

Kiedy Antosia weszła z prędkością światła na ten podejrzany i pełen podstępów świat, tuliłyśmy się prawie trzy godziny jeszcze na sali porodowej. Później podczas karmień a w domu to już ile wlezie. Nosiłam ją na rękach, motałam w chustę. Miała epizody, kiedy w łóżeczku drzemać nie chciała i najczęściej zasypiała na mnie. Kładłam się wtedy z nią na kanapie, ona leżała na mojej klatce piersiowej a ja robiłam jej tzw. kołyskę – bujałam się od lewej do prawej aż zasnęła. Tak trwałyśmy czasami nawet i półtorej do dwóch godzin. Nasłuchałam się MNÓSTWA komentarzy, żebym nie nosiła bo się przyzwyczai, że ją tym rozpieszczam, że nic nie będę w stanie zrobić jak ona mi tak na rękach wisi, że nosząc ją w chuście to w ogóle jakaś moja dziwna fanaberia i że za dużo czytam bzdurnych poradników a kiedyś to takich nie było i dzieci się wychowały i mają się dobrze. Czasami nic na to nie mówiłam a czasami po prostu starałam się wytłumaczyć, że Dzieci potrzebują bliskości. Muszą czuć zapach swojej mamy, ich ciepło – czują się wtedy kochane i bezpieczne. Noszenie czy to na rękach czy to w chuście, daje też możliwość stworzenia cudownej więzi między Dzieckiem a Tatą. Wtedy Maluch przyzwyczaja się do Jego zapachu, dotyku, głosu. Z Mamą trzymają sztamę już od przynajmniej 9 miesięcy, Tatę trzeba dopiero poznać, więc dlaczego tego nie ułatwiać?

Po prawie dwóch latach noszenia, tulenia, motania stwierdzam, że jest to fantastyczne uczucie i że drugi raz postępowałabym dokładnie tak samo. Im Antosia jest starsza tym bardziej możemy z Mężem zaobserwować kiedy potrzebuje takiego tulanda.I nie jest to non stop albo na jej widzimisię. W środę, kiedy z prędkością światła wróciłam do domu, zobaczyłam wtuloną Tosię na rękach u Taty. Wcale nie miała ochoty się od niego odkleić i przejść do mnie. O nie. Ale koniec końców musiała, bo Tata do pracy wracać musiał i już. Weszłyśmy powoli do pokoju i przez kilka minut po prostu po nim chodziłam. Dałam Jej ukochane pieluszki a ona wkleiła się do mnie jeszcze bardziej. Siadłam więc z nią na podłodze bo coś nie coś już waży i zaczęłam robić kołyskę w przód i tył. Zaczęła powoli zasypiać. Gdy oddech się uspokoił i wydłużył, podjęłam pierwszą i ostatnią próbę położenia jej do łóżeczka. Jak tylko dotknęła głową poduszki, popatrzyła na mnie i powiedziała tak błagalnie „mamusiu”, że natychmiast wylądowała z powrotem na rękach. Stwierdziłam, że jak jest senna to spróbuję ją ululać po staremu. Położyłam się z nią na kanapie, wzięłam ją na klatkę piersiową i zaczęłam robić kołyskę. Zasnęła i ja razem z nią. Co prawda obudziłam się po pół godziny a ona spała jeszcze półtorej cały czas w tej pozycji. I jak tak leżałam z nią na tej kanapie w środku dnia, pomyślałam sobie, że taka bliskość i tulenie jest ogromnie potrzebne dla dzieci w każdym wieku ale też i dla rodzica. To taki moment sam na sam z potrzebującą Cię Małą istotką. To naprawdę piękne. Tosia obudziła się z ogromnym uśmiechem i szczęściem i z „mamusia!” na ustach. I owszem, zakupów nie zrobiłam, nie posprzątałam w domu, nie zrobiłam obiadu i miliarda innych rzeczy. Ale co z tego?! Antosia potrzebowała tej bliskości, potrzebowała się tak wtulić, potrzebowała poświęcenia jej tego dnia więcej czasu i uwagi. I co w tym złego? A przepraszam, nawet my dorośli ludzie, nie potrzebujemy się czasami do kogoś wtulić? I nie odczuwamy wtedy ulgi, nie czujemy się bezpiecznie? Jasne, że tak! Więc dlaczego mamy to ukrócić naszym Dzieciom? One jeszcze bardziej niż my potrzebują takiej bliskości!

Dziewczyny nie bójcie się nosić swoich Dzieci! Nie ma możliwości, żeby je rozpieścić, przyzwyczaić czy wyrobić zły nawyk, bo poczucie bliskości, bezpieczeństwa i miłości może tylko później zaowocować!

2 Replies to “Tulimy i już”

  1. My też się dużo nosimy i tulimy. Ale ja nie mam pomocy nikogo (facet wiecznie w pracy) i czasami jest to dla mnie uciążliwe. Mam również obowiązki w domu i czasami chce o siebie zadbać, ale niestety nie mogę bo córka wymaga ciągłej uwagi. I to nie jest kwestia organizacji, bo z tą nie mam problemu. Nosiliśmy ją i tuliliśmy od samego początku i niestety mogę po sześciu miesiącach stwierdzić że dziecko przyzwyczaja się do tego co dobre. Moja córka jest już bardzo kumata i widzę że nie chce się przytulić tylko popatrzeć na Świat z innej perspektywy. Ale to tylko moje zdanie; ))

  2. zrobiłabym identycznie dziecko numer jeden te Małe istotki są tak wpatrzone w Nas że z przyjemnością czasem w środku dnia wskakuje do łóżka ręki nie czuje bo usnoł Olivierek mi na niej ale nawet nie drgnę wtulę się i 1,5 h leże i patrze na moje szczęście takie chwile są nie do opisania
    <3

Skomentuj Aleksandra Anuluj pisanie odpowiedzi